Kiedy
doszliśmy pod stadion, pożegnałam się ( jeśli można tak nazwać rozstanie na
niecałe cztery godziny) z Ibrahimem i
czekałam pod Camp Nou. W ręku trzymałam dwie wejściówki. Chodziłam wzdłuż
chodnika by jakoś zabić czas. Owszem mogłam iść do domu, ale wolałam czekać.
Kiedy spojrzałam na zegarek, było piętnaście po czwartej, a po chwili
usłyszałam krzyk Samira. Podniosłam głowę do góry, a on już stał przede mną.
- Punktualny
jesteś – powiedziałam i dałam mu wejściówkę. Nie powiem, cieszył się jak małe dziecko!
- Ślicznie
ci dziękuje! – odpowiedział, po czym pocałował mnie w policzek.
Niech żyje
radość!
Pokazaliśmy
ochronie nasze ‘bilety’ i weszliśmy na stadion.
- Ale on
jest piękny! – zachwycał się Samir.
- Powinni
zanotować Camp Nou jako ósmy cud świata – zaśmiałam się. Usiedliśmy na swoich
miejscach. Samir wciąż rozglądał się i nie mógł uwierzyć, że tu jest.
- Debbie –
usłyszałam z niższych miejsc, znajdujących się oczywiście w strefie VIPów.
Porozglądałam się, po czym pomachałam.
- Cristina!
Chodź tu – zawołałam. Ona wstała i
usiadła obok mnie. Pocałowałam ją w policzek i lekko przytuliłam.
- Cristina,
to Samir… brat Ibrahima. Samir, to Cristina… żona Pepa. – zapoznałam ich ze
sobą. Nagle przypomniałam sobie, że nie mam żadnej koszulki Barcy!
- Zostawię
was na chwilę, dobrze? Pójdę do szatni chłopaków po jakąś koszulkę
- A już
myślałem, że do Ibrahima – powiedział Samir i się zaśmiał. – Ona o wszystkim
wie? – spojrzał na Cristinę.
- Oczywiście
– odpowiedziała dumnie.
- To ja idę i
za chwilę wracam.
Zbiegłam po
schodach, prowadzących do holu, gdzie przewijały się setki ludzi. Weszłam do szatni zawodników FC
Barcelony.
- Cześć chłopaki, jak tam? – spytałam i
spojrzałam na wszystkich.
Zawodnicy
odpowiedzieli mi chórem ‘ Cześć i że jest całkiem ok’
- No i cała
moja przemowa idzie do śmietnika! Powiedziałem by byli w stu procentach
skoncentrowani na grze i tak dalej, a tu wchodzi moja genialna siostra i
rozprasza ich. Dziękuje ci bardzo – fuknął ironicznie mój brat.
- Ależ nie
ma za co, polecam się na przyszłość. A tak nawiasem, ja ciebie też kocham, Pep
– odpowiedziałam z uśmiechem na co reszta wybuchła śmiechem.
- Ma ktoś
dać koszulkę? – spytałam – Muszę jakoś obwieścić światu, że kibicuje
Barcelonie!
- Wybacz
śliczna, ale mam tylko jedną koszulkę, którą właśnie mam na sobie –
odpowiedział Gerard, podchodząc do mnie i obejmując ramieniem.
- Łap –
krzyknął Ibrahim i rzucił mi koszulkę. Złapałam ją i zaczęłam oglądać z każdej
strony. Numer dwadzieścia, nazwisko ‘ Afellay’… Podoba mi się! Od razu ją
założyłam. Była idealna!
- Dziękuje –
posłałam Ibiemu ciepły uśmiech. – To ja już Wam nie przeszkadzam. Koncentrujcie
się czy coś. Powodzenia! Tylko nie dziękujcie – powiedziałam i wyszłam z
szatni, spoglądając na Gerarda a potem na Ibrahima, który odprowadzał mnie wzrokiem.
Nie minęła
minuta a siedziałam już między Samirem a Cristiną.
Pokazałam im
się w koszulce Ibrahima, szeroko uśmiechnięta.
- Ta miłość
ci służy – powiedziała szeptem Cristina.
- Ibrahim
zaprosił mnie dzisiaj na oficjalną randkę – powiedziałam równie cicho, by
słyszeli to tylko bratowa i Samir.
- Wreszcie!
– powiedzieli oboje, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Widziałam
was dzisiaj jak szliście pod Camp Nou. Ślicznie razem wyglądaliście! - powiedziała Cristina.
- Pep nas
widział?! – spytałam lekko spanikowana. Serce od razu zaczęło mi bić szybciej i
mocniej.
Ona
pokręciła przecząco głową.
Wypuściłam
głośno powietrze z płuc.
- Jechaliśmy
tą ulicą co zawsze, a kiedy spojrzałam na was ze skrzyżowania to powiedziałam
Pepowi by skręcił w lewo, bo są tu roboty drogowe – zaśmiała się na co ja z
Samirem znów wybuchliśmy śmiechem.
- Dziękuje,
kochana jesteś! – przytuliłam się do niej.
- Nie masz
za co dziękować – odpowiedziała.
-Dobra,
zaczyna się mecz – powiedział Samir i wpatrywał się w zawodników biegających na murawie.
- Ja ci
mówiłam, że coś z tego będzie – szepnęła mi do ucha Cristina.
- Zgadza
się, miałaś rację – zaśmiałam się.
- Dobra,
oglądamy – powiedziałyśmy jednocześnie i znów wybuchłyśmy głośnym śmiechem, za co
zostałyśmy skarcone wręcz morderczym wzrokiem przez starszych panów. Zapewne
jacyś ważni, bo ubrani byli w garnitury. Poważni się znaleźli, pf.
*
Po meczu
czekałam na Ibrahima. Samir poszedł do domu brata, z racji tego że miał klucze.
Przed bramą
czekała również jakaś dziewczyna. Nie wyglądała na hiszpankę. Zobaczyłam jak Ibi wychodzi zza bramy i tamta
dziewczyna od razu przytuliła się do niego i zaczęła całować. Ibrahim chyba był
zdziwiony, ale w momencie kiedy na niego patrzyłam, nawet tego nie przerwał…Nie
powiem, szczęka mi opadła. Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Odwróciłam się napięcie i szybkim
krokiem poszłam spod Camp Nou. Słyszałam za sobą głos Ibrahima, ale nie
zwracałam na niego uwagi. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Odwróciłam
się i od razu otwartą dłonią uderzyłam w
twarz.
- Za co?! –
krzyknął Pique trzymając się za policzek.
- O matko,
przepraszam. Myślałam, ze To Ibrahim – przytuliłam się do Gerarda i wybuchłam
jeszcze większym płaczem.
- Śliczna,
co się stało? – spytał.
Spojrzałam
na niego, a potem na jego czerwony policzek, zaśmiałam się na jego widok.
- Ibrahim całował się z jakąś dziewczyną, przed
chwilą – spojrzałam na niego swoimi zapłakanymi oczami.
- Z tą
blondynką? Z którą się przed sekunda kłócił?
- Owszem, z
tą blondynką. I nie obchodzi mnie to, czy się kłócili czy nie. Całował się z
nią i koniec kropka. – szłam przed siebie a tuż obok mnie Gerard. – Mówiłam ci, że nie mam szczęścia w miłości
– rozpłakałam się.
- Pogadamy o
tym w domu, chodź – objął mnie ramieniem i mocno przytulił.
- Dlaczego
ja byłam taka głupia i uwierzyłam, że tym razem będzie inaczej? Czy ja mam na
czole wypisane, że można mnie zdradzać z kim popadnie?! – zaczęłam
histeryzować.
- Nie jesteś
głupia, tylko śliczna – kąciki moich ust się trochę uniosły – I nie masz
wypisane tego na czole. Nie pomyślałaś, że to jakaś była dziewczyna Ibrahima,
która nie przyjęła do wiadomości tego, że z nią zerwał?
Pokręciłam
przecząco głową. Faktycznie na to nie wpadłam.
- Ale tak
czy siak powinien to przerwać, a on wręcz przeciwnie oddawał pocałunek w
momencie w którym na to wszystko patrzyłam.
Nagle w
kieszeni zaczął dzwonić mi telefon. Wyjęłam i spojrzałam na wyświetlacz.
- To Ibrahim
– powiedziałam – Nie chce z nim rozmawiać – i zbiłam połączenie. Wyłączyłam
telefon i głośno westchnęłam.
- Posiedzisz
ze mną w domu? – spytałam jak doszliśmy pod mój dom.
- Z tobą
zawsze. Chodź i już nie płacz.
_____
macie trzy strony! :D
zabawiłam się w dialogi, trudno :) przeżyjecie :DD
Swietny rozdzial :> o fuck ibrahim juz nie jestes taki slodki jak na poczatku! Co to wogole bylo, co?! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) ale Ibrahim to pojechał... dupek! czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńLol? O co tu chodzi? No, jest ciekawie :D Czekam na enxta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńEjjjjjjjjjjj ;CC
OdpowiedzUsuńAle jak to?! Ibi?! ;<
Ja mam nadzieję, że to wszystko się szybko wyjaśni i pogodzą się, bo jak nie, to ja sobie z Ibrahimem porozmawiam! I to bardzo poważnie!
Czekam na nexta <3
No coś mi się wydaje, że to jakas była Ibrahima i Debbie zbyt żywiołowo zareagowała. Mam nadzieję, że Holender jej jednak wszystko wytłumaczy i znowu będą razem, bo oni są dla siebie stworzeni :*
OdpowiedzUsuń